Strony

piątek, 30 listopada 2018

Od Margaret CD Cassie - Halloween/part 1

Przyznam szczerze, iż propozycja rudej początkowo mnie trochę... em, zaskoczyła? Rzecz jasna w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W zasadzie to nigdy nie brałam udziału w tego typu zabawach. Nie żebym miała coś do Halloween, zwyczajnie w moich stronach nikt owego święta nie obchodził i tyle. Może najwyższa pora na ten pierwszy raz? Czy to nie dziecinada? Ach! Nawet jeśli, to trudno. Skoro Cassie tak bardzo na tym zależy, chyba wypadałoby się trochę zaangażować.
- Cóż, moje życie to już i tak jeden wielki żart, więc nie widzę przeciwności - zakomunikowałam starając się zabrzmieć jak najbardziej optymistycznie, choć podświadomie czułam, że i tak zrobię z siebie idiotkę.
Na twarzy rudowłosej wykwitł piękny, szeroki uśmiech, który stosunkowo szybko wytrącił mnie z niepewności. Okey, może nie jest tak źle.
- Ale jest jeden warunek - rzekłam podnosząc się z krzesła, na co dziewczyna popatrzyła na mnie odrobinę zmieszana. Podeszłam bliżej niej opierając dłonie o blat - Chcę ci zrobić dobry make-up.
Dobra, to zabrzmiało mega poważnie, może nawet za bardzo.
- Umowa stoi - kąciki jej ust znów delikatnie uniosły się ku górze - ...tylko tego nie zepsuj. - dorzuciła po chwili.
- Wątpisz w moje umiejętności? - skrzyżowałam dłonie na piersiach, udając oburzenie. W rzeczywistości bardzo rozbawiła mnie jej uwaga.
- Nie przekonam się dopóki nie spróbuję. - wzruszyła ramionami i nie dodając już ani słówka więcej spuściła wzrok z powrotem na karteczkę.

~•~Następnego dnia~•~

Właściwie to nawet nie chcę wiedzieć ile czasu spędziłam biegając dziś po sklepach, w tym po Rossmannie, gdzie skutecznie oczyściłam swój portfel - w końcu dobre kosmetyki to podstawa, zwłaszcza na takie okazje, czyż nie? Gdy już możliwie ogarnęłam się z zakupami, pomaszerowałam pewnym krokiem w stronę przystanku autobusowego, by po praktycznie dwudziestu minutach znaleźć się pod domem przyjaciółki.
- Przygotowałaś już jakiś strój? - zagaiłam uprzednio witając się z Cassie.
Dziewczyna westchnęła cicho, z lekka rozbawionym uśmieszkiem, poklepując dłonią ciemną, całkiem ładną sukienkę leżącą sobie grzecznie na oparciu krzesła.
- Wobec tego zapraszam szanowną klientkę! - złapałam ją za rękę i usadziłam na fotelu. Początkowo zachichotała tylko mrucząc coś pod nosem, jednak gdy wypakowałam wszystkie potrzebne kosmetyki z torby, otworzyła szeroko oczy, najpewniej zastanawiając się teraz jaką katorgę będzie musiała przejść, nim znajdziemy się na halloween'owej imprezce.
- Wow, myślałam, że to potrwa trochę... mniej czasu... - odgarnęła kosmyk włosów nieco zakłopotana.
- A kto tu mówi, że będzie długo? - skierowałam wzrok na jej niepewną twarzyczkę - Spokojnie, nie zepsuję tego. Obiecuję. Zresztą, mamy jeszcze masę czasu. - dodałam naprędce odpakowując już podkład i puder.
Niedługo potem na kącikach jej precyzyjnie obrysowanych zielonkawym kolorem warg zawitały duże, sztuczne, splamione rubinowymi, krwistopodobnymi plamami zęby, na które nałożyłam dość cienką, acz wystarczająco widoczną warstwę płynnego lateksu, pokrytego później obfitą porcją białego pudru. Kiedy już uporałam się z dopracowaniem bladej, "trupiej" cery, gdzieniegdzie odznaczającej się sinymi przebarwieniami, nadeszła pora na ostatni (a zarazem najbardziej efektowny) element - rysy imitujące otwarte rany, do czego teoretycznie zbytnio nie musiałam się przyłożyć, bo wystarczyło raptem paręnaście sekund zabawy czerwoną szminką oraz czarnym cieniem do powiek.
Nieskromnie przyznaję, że wyszło nawet lepiej niż mogłabym się spodziewać. Nie zmieniało to jednak faktu, iż wciąż wyglądała uroczo. Kuźwa. Nie o to chodziło. W sumie chyba nie ma się co dziwić - trudniej zrobić potwora z kogoś takiego jak ona. Nie wspominam nawet, jak bardzo sama Cassie zdawała się już być znudzona wielominutowym siedzeniem na fotelu.
- Nie wierć się, jeszcze chwila i kończymy - poprosiłam bez uprzedzenia chwytając zielonooką za ramiona, po czym przekręciłam z powrotem tyłem do lustra. Chyba niezbyt jej się to spodobało, no trudno. Wyraziła zgodę na profesjonalną charakteryzację, to się musi trochę pomęczyć.
- Bożee... Chciałam tylko zerknąć - bąknęła wyraźnie zirytowana dziewczyna, przewróciwszy teatralnie oczyma.
- Nie ma zerkania. Jesteś teraz w renomowanym salonie kosmetycznym, więc nie marudź i oddaj się w ręce eksperta.
Po dłuższej chwili La Mettrie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Prawidłowa reakcja.
- Dobra, jeszcze ostatnie poprawki... - przygryzłam wargę delikatnie rozcierając wacikiem ciemną linię na czole rudowłosej, po czym lekko przypudrowałam policzki - Gotowe! - klasnęłam w dłonie z szelmowskim uśmieszkiem.
Spojrzałam na Cassie wyczekująco, gdy odwróciwszy się przez dobre kilkanaście sekund wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze.
Dobrze? Źle? Boże, dziewczyno, weź coś powiedz...

Cassie? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz