Tak więc zostałem zmuszony by osobiście udać się do jego domu. Już dzień później wszedłem bez pukania prosto do salonu mężczyzny i z naburmuszonym wyrazem twarzy stanąłem wprost przed nim.
- Masz. Zawieźć. Mnie. Na. Imprezę! - dokładnie akcentowałem każdy wyraz.
- I może jeszcze frytki do tego? - Na krótką chwilę parsknął śmiechem. - Radź sobie sam bachorze.
- No proszę! - pisnąłem niczym mały chłopczyk. - Będziesz mógł tam nawet ze mną zostać i się z nami zabawić!
- Nie. Po ostatniej imprezie mam cię dosyć.
- Andy!
- Szacunku trochę! Nie i koniec.
- Zrobię coś dla ciebiee! Obiecuję. - Złożyłem ręce jak do modlitwy.
- Ostatnio też wisiałeś mi dług wdzięczności i nie chciałeś się zrekompensować.
- Ale zostałem twoim cukierkowym chłopcem, więc spełnij moje życzenie i zabierz mnie na imprezę halloweenową.
- Cukierkowym chłopcem? - Uniósł brew ku górze. - Kochany, nazywaj rzeczy po imieniu stałeś się dziwką.
- A ty debilem. Zawieź mnie na imprezę.
- Ale chcę coś w zamian.
- Co takiego? - Warknąłem zniecierpliwiony.
- Przez jeden dzień będziesz robił co tylko zechcę. - Spojrzał na mnie przelotnie.
- DOBRA - krzyknąłem. - Ale masz mnie zawieźć.
- Oczywiście. - Westchnął wyraźnie zmęczony moją osobą.
~*~*~*~*~
Tak więc teraz już od dobrej pół godziny mężczyzna siedział w moim domu i czekał aż łaskawie skończę się szykować. On przebrał się za Draculę i mógł poszczycić się nawet odpowiednio ostrymi kłami, wyglądającymi jak u prawdziwego wampira. Ja tymczasem robiłem kostium upadłego anioła aka demona.
Pracując z makijażystkami miałem w tym całkiem spore doświadczenie, toteż szybko dorysowałem sobie jakby cieknące z lewego oka czarne łzy, oraz poprawiłem sobie brwi. Do tego założyłem czerwoną soczewkę na jedno oko i ulizałem moje włosy bardziej niż zazwyczaj. Warto również wspomnieć, że ubrałem się na czarno. Elegancko a zarazem oryginalnie. Moje uszy przyozdobiłem w kolczyki, a na szyi zawiesiłem materiałowy choker z krzyżem. Jeszcze tylko przejrzałem się w lustrze i spojrzałem z tryumfem na czarnowłosego.
Niedługo potem do mojego domu zbiegła się gromadka moich znajomych i bliższych przyjaciół. Każdy przebrany za coś innego, więc było ciekawie. Załadowaliśmy się do auta niepocieszonego Andrewa i ruszyliśmy w drogę.
Byliśmy trochę po czasie, a impreza zdążyła się już rozkręcić i trwać w najlepsze. Ukochany zapach alkoholu uderzył w moje nozdrza. Zajęliśmy jeden ze stolików i przyglądając się innym ludziom zamówiliśmy sobie ulubione trunki by nieco się rozluźnić. Mój kochany sponsor szybko się zmył pod pretekstem chęci zapalenia, toteż pod jego nieobecność mogłem się nieco zabawić.
- Woosung! Dawno się nie zakładaliśmy o nic. - Poruszyłem sugestywnie brwiami.
- Jeszcze ci mało? Ostatnio przegrałeś!
- Proszę cię... Zakład o sto dolców, że ta laska przy barze. - Kiwnąłem głową w stronę rudowłosej. - Dzisiaj będzie moja? - Wystawiłem mu rękę, którą uścisnął, a kolega obok przerwał.
- Powodzenia. - Puścił mi oczko białowłosy.
Od razu podbiłem do owej piękności i zacząłem jakże ciekawą rozmowę, a ona zafascynowana moim wyglądem kontynuowała ją. Kątem oka cały czas zerkałem na towarzystwo w kącie uśmiechając się przy tym zadziornie. Postawiłem dziewczynie drinka i zabawiałem ją konwersacją, aż w końcu nadszedł ten piękny moment, gdy nasze usta miały się zetknąć. Dzieliły nas dosłownie milimetry, a ja praktycznie miałem już pieniądze w kieszeni. Zamknąłem oczy delektując się tą chwilą, lecz nagle zostałem odepchnięty na bok przez silne ramię.
- Przykro mi, ale on nie jest tobą zainteresowany. - Powiedział jak zwykle bezuczuciowo dobrze znany mi głos. Dziewczyna odeszła zbulwersowana.
- Co ty odwalasz ułomie?! - Krzyknąłem a kilka par oczu odwróciło się w naszą stronę. - Jeszcze trochę i miałbym sto dolców w kieszeni. Ugh, debil. - Mruknąłem jeszcze pod nosem.
- Uważaj na słowa, bo akurat dzisiaj jak i jutro jesteś zdany na moją łaskę, więc ciesz się i baw póki możesz, bo później będziesz cierpiał. - Prychnął na odchodne, klepnął mnie po ramieniu i odszedł do naszego stolika.
- Jak ja cię nie-na-wi-dzę. - Zaakcentowałem wyraźnie.
Andrew?
- Co ty odwalasz ułomie?! - Krzyknąłem a kilka par oczu odwróciło się w naszą stronę. - Jeszcze trochę i miałbym sto dolców w kieszeni. Ugh, debil. - Mruknąłem jeszcze pod nosem.
- Uważaj na słowa, bo akurat dzisiaj jak i jutro jesteś zdany na moją łaskę, więc ciesz się i baw póki możesz, bo później będziesz cierpiał. - Prychnął na odchodne, klepnął mnie po ramieniu i odszedł do naszego stolika.
- Jak ja cię nie-na-wi-dzę. - Zaakcentowałem wyraźnie.
Andrew?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz