Strony

niedziela, 28 października 2018

Od Riley CD Claudii

Zapewne gdyby nie dobry refleks Clau, Minevra już dawno zatopiłaby zęby w karku przeciwniczki. Dobrze, że przynajmniej Santa darowała sobie kolejny atak.
- Nie będę ignorować tego, co mi zrobiła! - wysyczała przez zęby brunetka, a po jej policzkach spłynęły słone łzy. Choć nie jesteśmy sobie zbyt bliskie, zabolał mnie ten widok. Nie od dziś wiadomo, że Santa ma już na koncie parę występków, aczkolwiek nie przypuszczałabym, iż mogłaby mieć porachunki akurat z Minevrą. Ciekawe ilu rzeczy jeszcze nie wiemy...
Kobiety wciąż mierzyły się wzrokiem i wszystko wskazywało na to, że lada moment rzucą się sobie do gardeł. W chwili gdy wilcze instynkty trzymanej przeze mnie wówczas dziewczyny wzięły górę, momentalnie przygwoździłam ją do gleby. Gdyby nie fakt, iż może jeszcze nam się do czegoś przydać, prawdopodobnie wbiłabym pazury znacznie głębiej. Dla takich jak ona nie mam litości.
- Riley, wystarczy! - krzyknęła kuzynka, patrząc z przerażeniem na krztuszącą się już Santę. Z rany na jej szyi wypłynął cienki strumyczek krwi. Ojoj. Ależ mi przykro.
- Do wesela się zagoi - prychnęłam uwalniając blondwłosą.
- To wszystko na co cię stać? - podniósłszy się z gleby, zwróciła wzrok w mym kierunku. Wow. Cóż za determinacja. Dusisz ją, a ona prosi o więcej. Ciekawy przypadek, nie powiem. Chyba byłam zbyt delikatna.
- A co? Wolałabyś żebym od razu podcięła ci gardło? - rzuciłam oschle odchodząc od kobiety. W zasadzie wypadałoby ją jeszcze trochę przetrzymać, ale w obecnej sytuacji nie miałam do tego ani głowy, ani siły (no dobra, bardziej tego pierwszego). Wciąż nie byłam w stanie zrozumieć kim są intruzi i czego tak naprawdę chcą. Przejąć Elmo? Zniewolić pozostałe watahy? A może tworzą armię? Tyle myśli krzątało się teraz po mojej głowie.

~•~Następnego dnia~•~

Lodowate powietrze wdarło się do mych płuc, wywołując w ciele nieprzyjemne dreszcze. Powoli uchyliwszy powieki, kątem oka dostrzegłam leżącą obok Clau, a kawałek dalej również Minevrę. Tylko nasza ulubiona sadystka postanowiła ułożyć się w drugim kącie pomieszczenia. Hm, słusznie. Swoją drogą ciekawe ile czasu jeszcze mają zamiar nas tutaj trzymać. Przez pewien czas siedziałam oparta plecami o mur, smętnym wzrokiem lustrując bure pustkowie sufitu, który z bliżej nieznanych przyczyn zdawał się być w obecnej chwili jedynym dobrym punktem do zaczepienia wzroku. Może dlatego, że nie było tu nic poza czterema ścianami i twardą, zimną posadzką? Westchnęłam ciężko zaciskając powieki. Boże, proszę żeby ten przeklęty koszmar wreszcie się skończył. Gdybym chociaż wiedziała co się dzieje z Gabrielem i Jerry'm, czy żyją...
Ze stanu głębokich rozmyślań wyrwał mnie dopiero odgłos otwierających się drzwi, który zbudził także pozostałych więźniów. Podniósłszy wzrok ujrzałam dość młodego, ciemnowłosego chłopaka padającego bezpośrednio przede mną na twardą podłogę. Aj, to musiało boleć...
- Nic... nic ci nie jest? - szepnęłam wyciągnąwszy rękę w jego stronę. Chłopak popatrzył na mnie z wyraźną nieufnością, jednak po krótkim namyśle zdecydował się przyjąć pomoc.
- Nie - burknął cicho, acz wyraźnie, odwracając wzrok w kierunku przeciwnym niż moja twarz. Dziwny osobnik.
- Z jakiej watahy pochodzisz? - wysunęła pytanie Claudia bardzo powoli podnosząc się z podłogi. Chyba też nie służy jej spanie na kamiennej posadzce.
- Watahy? - skrzywił się z wyraźnym oburzeniem. Czyżbyśmy miały do czynienia z wyrzutkiem? Cóż, nawet jeśli to chyba powinien zachować trochę więcej kultury.
- Kolejny do kolekcji. Ciekawe kto będzie następny. - skwitowała Minevra, przypatrując się uważnie nowemu, na co ten przewrócił tylko ostentacyjnie oczyma z wymownym westchnieniem.

Clau? Przepraszam, że tak krótko :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz