Strony

środa, 31 października 2018

Od Naomi CD Austina

 - Co to jest? - Uniosłam brew ku górze łapiąc za kopertę i otwierając ją z podejrzeniem zerkając na mężczyznę.
 - Zobaczysz. - Usiadł sobie na moim łóżku i zaczął coś tłumaczyć jednocześnie patrząc na moją reakcję.
Jego słowa docierały do mnie jak przez mgłę, bowiem całą swoją uwagę skupiłam na skrawku papieru, gdzie dokładnie było opisane co nas tam czeka.
 - Prima Aprilis jest w kwietniu ziom. - Obróciłam się kilka razy na krzesełku. - Jeszcze trochę i bym się nabrała. - Zaśmiałam się.
 - To nie żaden żart ZIOM. - Podkreślił ostatnie słowo. - Jak mi nie wierzysz to zadzwoń do Victora. - Wywrócił oczami.
 - Co? Ale... Tak serio? - Dobra, w tamtym momencie trochę mnie wmurowało.
 - Serio, serio.
 - Nie wkręcasz mnie ani nic?
 - Nie. - Rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
 - I co, że niby w poniedziałek wylatujemy, tak?
 - Doookładnie.
I właśnie wtedy zaczęłam piszczeć i praktycznie rzuciłam się na Austina. Ten nieco zdezorientowany z początku patrzył się na mnie jak na niepełnosprawną umysłowo wariatkę. No ale cóż mogłam poradzić? Emocje wzięły górę, plus nigdy nie miałam okazji odwiedzić sławnego na cały świat Los Angeles, mogło więc być to o wiele lepsze niż wycieczka do Tokyo czy Seoul.
Objęłam go ściśle i oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Znajdowaliśmy się w dość dziwnej, a zarazem śmiesznej i dwuznacznej pozycji. Brunet leżał na moim łóżku z rękami w górze za bardzo jeszcze nie wiedząc co się dzieje, a ja przytulałam go niczym mała dziewczynka ulubionego misia.  Dopiero po chwili niepewnie ułożył swoje dłonie na moich plecach.
 - Przepraszam. Emocje wzięły górę. - Zaśmiałam się nerwowo. - Ale jeśli to jest jakiś głupi żart, to obiecuję że skończysz tak jak nasza wcześniejsza mafia. - Wydęłam policzki i dźgnęłam go palcem w tors.
 - Nie mam zielonego pojęcia czemu mi nie wierzysz. - bąknął pod nosem.
 - Bo nie jesteś moim chłopakiem ani nic w ten deseń żeby zabierać mnie na takie wycieczki? - spytałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
 - Wiele rzeczy jeszcze przed nami moja droga. - Poruszył sugestywnie brwiami, a ja pacnęłam go w ramię.
 - Spadaj. - Po tych słowach wstałam i otrzepałam z siebie niewidzialny kurz. - Jest sobota, a lecimy w poniedziałek...
 - Ty bystrzaku! - Uśmiechnął się tak jak to robią dorośli do dzieci, a ja zgromiłam go spojrzeniem.
 - Więc mam niedzielę na spakowanie się i ogarnięcie... A teraz idziemy na miasto kupić potrzebne rzeczy bo popsuła mi się poprzednia walizka. - Klasnęłam wesoło w dłonie.
 - A po co ja ci jestem na zakupach?
 - Bo lubię cię męczyć i może być fajnie. - Puściłam mu oczko i nie dając brunetowi nawet chwili na odpowiedź pociągnęłam go za sobą.
Tak więc udaliśmy się na krótki spacer do galerii. Jakoś tak wyszło, że nie skorzystaliśmy ani z auta Ausitna, ani z żadnego środku transportu tylko postawiliśmy na krótką przechadzkę. W końcu mafia została rozbita, więc mogliśmy czuć się bezpieczni, no i w razie czegoś mogłam obronić się z dwa razy większym ode mnie ciałem Jonesa. Po drodze oczywiście rozmawialiśmy dość głośno jak na nas, a niektóre staruszki obdarzały nas karygodnym wzrokiem, czym oczywiście zbytnio się nie przejmowaliśmy. Gdy znaleźliśmy się na miejscu oczywiście ruszyłam do najbliższego sklepu z ciuchami. Nie chciałam jednak aż tak katować Austina chodzeniem za mną i pomaganiem mi w doborze ciuchów, więc na tym zakończyłam stwierdzając, że przecież mam pełną szafę. Następnie zaczęliśmy poszukiwania owej walizki, ale po dobrej godzinie doszłam do wniosku, że żadna nie wpadła mi w oko plus nie chciałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy, więc brunet zadeklarował się, że odstąpi mi jedną ze swoich.
 - Nigdy więcej, nie pójdę z tobą na zakupy. W życiu nie widziałem tak niezdecydowanej kobiety! - Zmarszczył brwi i uniósł ręce w bezradności.
 - Przynajmniej nie musisz dźwigać miliona toreb z moimi ciuchami. - Uśmiechnęłam się do niego. - A teraz idziemy coś zjeść więc chodź.
~*~*~*~*~
Wracając ponownie pokusiliśmy się o spacer. Może gdybyśmy byli razem byłoby romantycznie razem przechadzać się w światłach latarni, ale nie byliśmy. Mimo to miła atmosfera wisiała w powietrzu i nawet Austin nie wypominał mi, że zaciągnęłam go tam praktycznie bez powodu. Wszystko było dobrze, ulice były puste dopóki oczywiście coś nie poruszyło się w krzakach obok nas i to w miejscu, które nie było ani trochę oświetlone. Mając więc nauczkę po ostatnich spotkaniach z mafią, chwyciłam ramię mężczyzny tak na wszelki wypadek.
 - Słyszałeś? - szepnęłam.
 - To tylko jakieś zwierze. - Roześmiał się. - Niby jesteś tym lisem, ale węch masz kiepski. - Pstryknął mnie w nos.
Aczkolwiek resztę drogi spędziłam przyklejona do jego boku, co Jones na każdym kroku komentował i chyba będzie wypominać mi to do końca życia.
Wróciwszy do domu padłam jak długa na łóżko, co prawda nie swoje bo znajdowałam się w pokoju Austina, ale jednak. Westchnęłam głęboko i ukryłam twarz w dłoniach.
 - Nie mam siły na nic.
 - Może dlatego, że przez dobre dwie godziny chodziliśmy bez celu po galerii, a później przestraszyłaś się wiewiórki w krzakach? 
 - A wal się. - Machnęłam ręką w jego stronę. - Ja idę do siebie, za dużo twojej obecności jak na jeden dzień. Masz na mnie zły wpływ. - Rzuciłam jeszcze w jego stronę.

Austin? biedny został zmuszony łazić za nao lol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz