Strony

niedziela, 14 października 2018

Od Naomi CD Austina

Dostałam karteczkę z jakimś adresem i przyjęłam ją z uśmiechem tryumfu na twarzy. Nareszcie będę mogła się wykazać, aż Austinowi opadnie szczęka. Oczywiście mam zamiar go tam ze sobą zaciągnąć, zresztą i tak nie miałby innego wyboru bo sama bym się tam nie dostarczyła.
 - Przykro mi, ale teraz będziesz musiał mnie znosić nawet tam. - Pomachałam mu papierkiem przed twarzą.
 - Jeszcze nic nie jest pewne. - Westchnął na co wydęłam policzki.
Bo to wcale nie było tak, że chciałam iść tam z nim tylko dlatego, żeby go przypilnować i aby wrócił w jednym kawałku. Wcale.
Chociaż z drugiej strony kręciło mnie to wszystko. W końcu nikt na co dzień nie walczy z mafią, a trzeba przyznać, iż byłam człowiekiem lubiącym adrenalinę i dreszczyk emocji, toteż minimalnie mi się to podobało. Plus w dalszym ciągu zamknięta tam była Lisa i Cole, za co miałam ochotę solidnie przypieprzyć dowódcy mafii.  A jak wiadomo byłam człowiekiem z natury dość mściwym i zadziornym...
 - Dziękuję Victor! - Posłałam mu mój firmowy uśmiech jeszcze na koniec i wsiadłam do bawarki Austina, bowiem ten stwierdził, że należy się zbierać.
 - Lepiej przygotuj się dobrze na ten trening, bo możesz nie wrócić żywa. - Zaśmiał się.
 - Wątpisz we mnie? Jeszcze nie widziałeś mnie w akcji.
 - Nie powiem, może to być dość ciekawe, zwłaszcza że chodząc po domu robisz z siebie naleśnika owijając się kocem, wszystko psujesz, boisz się spać sama i całymi dniami leżysz na kanapie albo w swoim pokoju. Mam wymieniać dalej?
 - Ha! Więcej nawet do ciebie nie przyjdę. - Pisnęłam oburzona. - I wcale nie leżę całymi dniami na kanapie! - Uderzyłam go w ramię, pomińmy fakt, iż prowadził auto i w każdym momencie mogliśmy się rozbić na drodze, zwłaszcza, że brunet uwielbiał szybką jazdę.
Mężczyzna udał tylko, że go to boli, a później głupkowaty uśmiech nawet na sekundkę nie schodził z jego twarzy. Idiota.
Jak nie trudno się domyślić od tamtej pory przestałam się odzywać i tylko od czasu do czasu nuciłam sobie piosenki lecące w radiu.
~*~*~*~
Dojechaliśmy kulturalnie do domu i od razu zamknęliśmy się w swoich czterech ścianach. Później jednak ucięłam sobie krótką pogawędkę z Lucasem, oczywiście narzekając na Austina, bo przecież cóż innego mogłaby zrobić rozgoryczona dziewczyna? A to, że owy mężczyzna jako jedyny był w domu poza mną i Jones'em to już inna sprawa. Dopiero po tych jakże ważnych czynnościach przebrałam się w dresy i bluzkę bardziej zdatną do ćwiczeń, no a na samym końcu wylądowałam z brunetem w jego samochodzie i udaliśmy się pod napisany adres. 
Podróż nie zajęła długo i już po chwili znaleźliśmy się w jakimś domu na obrzeżach miasta.
Od razu w progu powitał nas Victor z uśmiechem.
 - No to teraz przetestujemy twoje umiejętności. - Klasnął wesoło w dłonie. Powinnam się bać?
Zaczęliśmy od biegania co w sumie przypadło mi do gustu, bowiem w tym byłam dobra. Szybko to załatwiłam i obeszło się bez żadnych zbędnych uwag. Następna była wspinaczka, co również nie sprawiło mi większego problemu. Będąc dzieckiem niejednokrotnie wchodziłam na największe drzewa w okolicy i parki linowe. Problemy zaczęły się dopiero przy skradaniu, bo jak na lisa to robiłam to dość głośno, co zderzyło się z niezadowoleniem obu mężczyzn. Dali mi kilka wskazówek i po jakiejś pół godzinie moje umiejętności się polepszyły. Mimo zmęczenia poprzednimi ćwiczeniami przebrnęłam również przez omijanie przeszkód. Co prawda trochę na tym ucierpiałam i raz nawet się wywróciłam, ale to już mniejsza. W każdym razie po kilku uwagach Victora mogliśmy przejść dalej do ostatniego już dzisiaj ćwiczenia. Oddychałam ciężko i byłam już nieźle spocona, ale przyjaciel Austina póki co był w miarę zadowolony co momentalnie wprawiło mnie w lepszy humor i szczerzyłam się jak głupia. Schodki zaczęły się dopiero przy strzelaniu. Kto by się spodziewał, że niedaleko Vic ma nawet mini strzelnicę? Dał mi jakiś najprostszy pistolet, wytłumaczył w skrócie co i jak po czym nakazał strzelać do kartonowego człowieka po drugiej stronie. Przełknęłam głośno ślinę, bowiem nigdy nie trzymałam broni w ręku, a tym bardziej do nikogo nie celowałam.
 - Przykro mi, ale bez pistoletu cię tam nie wypuszczę. - Westchnął zrezygnowany.
Zaczął mi to od początku tłumaczyć po czym położył swoje ręce na moich dłoniach i odpowiednio umiejscowił je na pistolecie po czym pociągnął za spust. Nieco mnie to speszyło, ale później szło już lepiej, po jakimś czasie mężczyzna nawet stwierdził, że nie jest aż tak źle i raczej powinnam dać sobie radę w napadzie na bazę mafii.
 - Możemy jechać? - spytał Austin oparty o pień jakiegoś drzewa.
Spojrzałam wyczekująco na mojego dzisiejszego nauczyciela, który skinął.
 - Tak. Trzymaj się Victor! - Pomachałam mu na pożegnanie i ponownie się uśmiechnęłam, czy coś mogło zepsuć mi dzisiejszy humor?
 - Ha! Widzisz! - Powiedziałam z tryumfem w głosie.
Przez większość drogi nie odzywaliśmy się, ale raczej się tym nie przejmowałam. Austina czasem ciężko było rozgryźć i wyjątkowo rzadko potrafiłam odgadnąć jego prawdziwe uczucia, ale chyba przyzwyczaiłam się do tego... 
 - Martwisz się jutrzejszą nocą? - spytałam w końcu przerywając niezręczną ciszę.
 - To chyba normalne. Wiesz, będziemy mieć styczność z bandą Azjatów zabijających ludzi dla zabawy. Mam nadzieję, że Luna jeszcze żyje. - Mruknął nieco ciszej.
 - Jeśli zabiją Lisę, albo Cole'a to przysięgam że Ji zginie powolną i bolesną śmiercią. - Westchnęłam.
 - Może nawet ci pomogę. - Zaśmiał się niewesoło. - A teraz idź do siebie i odpocznij bo jutro będzie się działo.
Zgodnie z radą mężczyzny, szybko się wykąpałam i przebrałam w coś normalnego po czym zasnęłam bez większych problemów.

*time skip do dnia następnego lol*

Już po południu znaleźliśmy się pod domem Victora by szybko przygotować się do tego wszystkiego. Cały dzień czułam dziwny stres i poddenerwowanie, ale skutecznie zakrywałam to ślicznym uśmiechem i zachowywałam się jak zawsze. W końcu pierwszy raz od tak dawna zobaczę Lisę na żywo. Przynajmniej mam taką nadzieję... Chcę ją uratować i mieć to z głowy. Plus jeszcze w chociaż najmniejszym stopniu zadbać o to, aby mój towarzysz wyszedł z tego bez większych obrażeń, o ile to w ogóle możliwe.
 - Gotowa? - spytał jeszcze zanim wysiedliśmy.
 - Jak nigdy. 
Później to była już tylko formalność. Oddałam się całkowicie w ręce Victora przez co wyglądałam dość dziwnie, ubrana w jakiś strój, który nosił tu praktycznie każdy.
 - Zapowiada się ciekawie. - mruknęłam do siebie patrząc na broń jaką dostałam.

Austin? Nudno wyszło :c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz