Strony

piątek, 12 października 2018

Od Margaret CD Cassie

Już miałam sprzedać mu kolejny solidny cios w podbródek, kiedy nagle poczułam, że coś, a raczej ktoś dość mocno schwyta mnie za ramię, co na moje nieszczęście skutecznie uniemożliwiło przypuszczenie kolejnego ataku. Oczywiście, była to Cassie. Eh, gdyby zrobił to ktoś inny pewnie bez chwili wahania bym go od siebie odepchnęła, ale jej wolałabym akurat nie mieć na sumieniu, więc westchnąwszy tylko ciężko, przewróciłam teatralnie oczyma. Czyżby obawiała się o los tego kretyna? Hm, słusznie.
- Przepraszam za koleżankę, to więcej się nie powtórzy. - zapewniła rudowłosa posyłając kelnerom zażenowany uśmiech, przy okazji zostawiając na stoliku całkiem sporą sumkę, co szczerze powiedziawszy niezbyt mnie ucieszyło; po czym zwróciwszy wzrok z powrotem na mężczyznę, dodała - I ciebie też przepraszam. - ZARAZ, CO?! No ja pier*olę...
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, dziewczyna jakby nigdy nic pociągnęła mnie za sobą w stronę wyjścia. Może to i lepiej? Bądź co bądź, jako jedyna postanowiła zainterweniować i gdyby nie to, prawdopodobnie skończylibyśmy wszyscy na komisariacie policji. Okey, przyznaję, trochę za bardzo poniosły mnie dziś emocje, ale cóż poradzić? Obrażanie mnie jeszcze byłabym w stanie zdzierżyć, lecz popychanie Cassie, która przecież nie była niczemu winna to już chamstwo w czystej postaci. Należało mu się.
- A widziałaś jego minę wtedy? - wypaliłam z dumą w głosie. Ach... czemu mnie tak to cieszy? Chyba nie powinno, biorąc pod uwagę fakt, iż głównie z mojej winy nie będziemy mieć już wstępu do tej sympatycznej kawiarni, która swoją drogą była jednym z moim ulubionych miejsc po ciężkim dniu pracy. No trudno.
- Widziałam, widziałam. Nawet chciałam to nagrać! - uśmiechnęła się szeroko, po czym podciągnąwszy opadające ramiączko torebki dorzuciła - A teraz, co ty na to żebyś wpadła do mnie na kawę? W końcu tamtej nie dopiłyśmy, a tutaj jest dość blisko do mojego kochanego domku.
Prawdę mówiąc nie byłam pewna co do tego czy mam jeszcze dziś ochotę na jakiekolwiek gorące napoje, zwłaszcza że ostatni skończył na koszuli jakiegoś obcego faceta, choć sama perspektywa spędzenia czasu ze znajomą nawet mi się uśmiechała, toteż po krótkim namyśle przystałam na ten pomysł. Rzecz jasna większa część spaceru upłynęła nam na żartach dotyczących sytuacji sprzed ostatnich paręnastu minut. Swoją drogą powinnam oddać jej choć część pieniędzy, trochę zniszczeń żeśmy tam narobili...
- Założę się, że będziesz bardziej wyrozumiała niż obsługa tamtego lokalu - wyszczerzyłam się opierając dłoń na ramieniu zielonookiej - Choć nie wiem czy potrafisz zrobić tak dobrą kawę...
- Wątpisz w moje umiejętności? - uniosła brew udając oburzenie, by po chwili po raz kolejny roześmiać się dość głośno. Przyznam szczerze, że jej śmiech jest... naprawdę ładny. Może kiedyś jej to powiem? Kiedyś.
Zanim się obejrzałyśmy, dotarłyśmy na piękną, usianą drzewami ulicę Draken Night, a wkrótce potem naszym oczom ukazał się również dach Zimowego Poranka. Wszedłszy do środka, Cassie zaprosiła mnie gestem ręki do kuchni, przy okazji objaśniając naprędce gdzie znajdę salon, łazienkę i jej pokój. Współlokatorom dziewczyny najwyraźniej nie spieszno było z powrotem do domu, w sumie to chyba nawet lepiej, przynajmniej dla nas.
- Chcesz zwykłą kawę, cappuccino, czy może jeszcze coś innego? - puściła mi oczko z dość podejrzanym uśmieszkiem. Czyżby znała jakieś specjalne przepisy?
- To zależy - przygryzłam wargę, nie odrywając wzroku od soczystych barw liści za oknem - Co rozumiesz przez "coś innego"?
Z miny rozmówcy wywnioskowałam, iż rudowłosa chyba spodziewała się, że zadam to pytanie, gdyż bez słowa odwróciła się z powrotem w stronę szafek kuchennych i zgarnąwszy z półki jakieś małe, szczelnie zamknięte słoiczki zajęła się przygotowywaniem napoju. W zasadzie nie koncentrowałam się zbytnio na tym co dosypuje do mojej kawy (w końcu mnie nie struje. Chyba...), zamiast tego po prostu przypatrując się wykonywanym przez La Mettrie czynnościom. Chcąc nie chcąc, w pewnej chwili dotarł do mnie zapach cynamonu. Hah, zdaje się, że nie tylko ja lubię eksperymentować w "przyprawianiu" kawy. Nieoczekiwanie dobiegło do mnie ciche miauczenie i gdy tylko spuściłam wzrok na podłogę ujrzałam ślicznego białego kota o rudych skarpetkach i dużych, niebieskich oczkach.
- Jaki śliczny! - pisnęłam i nie mogąc się powstrzymać od razu podniosłam go z ziemi - Twój?
Rudowłosa pokiwała głową z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Gdzie ty wynajdujesz takie cuda?
- Wabi się Astro, znalazłam go podczas przechadzki po mieście - odparła odstawiając czajnik na blat.
Urocze stworzonko. Może z czasem sama pomyślę nad takim pupilem? Nie żebym narzekała na obecnego, bo Leo to najukochańszy jaszczur pod słońcem, choć nie jest zbyt wylewny w uczuciach. Cóż, czegoż można oczekiwać od gekonów?
Już miałam coś powiedzieć, ale oczywiście telefon znów musiał dać o sobie znać. Jak zwykle. Zawsze, wszędzie i nie wtedy kiedy potrzeba. Niezbyt zadowolona wygrzebałam urządzenie z kieszeni, a na ekranie wyświetliły się dwa nieodebrane połączenia od tej samej osoby. Tia, tak myślałam, że będzie dzwonić Sarah - no bo któż by inny?
- Przepraszam cię na moment, oddzwonię tylko do siostry - poinformowałam przechodząc do sąsiedniego pomieszczenia. Po szybkim uświadomieniu Sarah, iż jeszcze nie narobiłam sobie wrogów w Elmo i czuję się tutaj znakomicie (no dobra, to pierwsze akurat nie do końca było zgodne z prawdą, ale pomińmy ten fakt), mogłam z czystym sumieniem się rozłączyć. Eh, to miłe, że się martwi, ale chyba najwyższa pora pogodzić się z tym, iż nie jestem już dzieciakiem, którego trzeba pilnować. Zresztą, od kiedy to ona pełni w tej rodzinie rolę niańki? Z tego co pamiętam jakoś wcześniej niespecjalnie interesowało ją to gdzie jestem i co robię.
Wepchnąwszy smartfona do torebki pomaszerowałam z powrotem do kuchni.
- Możesz mi podać talerzyki? Są w górnej szafce - poprosiła zielonooka nie przerywając wykonywanej czynności. Skinęłam głową i zgarnąwszy z półki spodki w kwieciste wzorki już miałam dostarczyć je Cassie, jednak jej szanowny kocur postanowił kulturalnie przemieścić się z miejsca na miejsce podcinając mi nogi. O mały włos nie wywijając koziołka wpadłam na rudowłosą, zatrzymując dłonie centralnie na talii dziewczyny i tym samym naruszając nieco jej przestrzeń osobistą. Cassie mimowolnie przylgnęła do szafki, opierając się dłońmi o blat. W tym momencie poczułam coś dziwnego. Zapach jej włosów zmieszany z delikatną nutką perfum, przy czym z bliżej nieznanych przyczyn dosłownie zastygłam w bezruchu. W pewnej chwili spojrzałam w jej piękne, zielonkawe oczy. Dziewczyno, nie wariuj! Chyba jeszcze nigdy w niczyim towarzystwie nie czułam się tak niekomfortowo, a zarazem tak... dobrze? Te dwa słowa nawzajem się wykluczają, to niepoważne. Sama Cassie zdawała się być jeszcze bardziej onieśmielona niż ja, więc tylko odsunęłam się powoli, jednocześnie starając się opanować nadmiar emocji, które ni z tego ni z owego zaczęły wariować w mej i tak już mało pojemnej łepetynie. Trochę niezręczna sytuacja.
- Umh, prze... przepraszam... - wydukałam ściszonym, nieco zachrypniętym głosem - Niezdara ze mnie - stwierdziłam odstawiając talerzyki na blat.

Cassie? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz