Strony

poniedziałek, 8 października 2018

Od Austina CD Naomi

       Po dotarciu do klubu wraz z Nao, zająłem się swoją pracą, a jednocześnie miałem na oku moją towarzyszkę. W końcu nadal grasują ci skośnoocy popaprańce i nigdy nie wiadomo, kiedy postanowią porwać jakże piękną i wredną brunetkę. Oczywiście nie mogły mnie ominąć napalone i później te pijane kobiety, które pozostawiały swoje numery telefonów. Nie należę do mężczyzn skaczących z kwiatka na kwiatek, więc gdy miałem takową okazję, wyrzucałem serwetki do kosza. Nie mam zamiaru marnować czasu na jakieś łatwe kobiety. Wtem zerknąłem w stronę Nao, która z zadowolenie rozmawiała z jakimś Azjatą. No tak, ona woli cink ciank cion i te sprawy. Gdy się uśmiecha.. wygląda cudnie. Przez to zapatrzenie się, niemalże wyrzuciłem shakera w powietrze, wykonując zbyt dużo ruchów. Po podaniu drinka jednej z klientek, podszedłem do skośnookiego i zrealizowałem jego zamówienie. Oczywiście mając super poczucie humoru, dosypałem do jego drinka coś na podstawie metaamfetaminy, lecz działa po znacznie dłuższym czasie. Wszelkie zawroty głowy, nadmiar energii, z czasem dojdą drganie dłoni i chore wizję w postaci smoków. Azjaci przecież tak bardzo je lubią. Nie pytaj skąd to tam i skąd to wiem. Tajemnica zawodowa.. znaczy się.. tajemnica, po prostu. Wracając do reakcji skośnookiego, ten z lekka się skrzywił, po czym zabrał Nao do tańca. Aby mu się nogi połamały. Ale jedna rzecz mnie w tym gościu niepokoi.. to spojrzenie. Nikt normalny nie patrzy się na ludzi z takim wyrazem twarzy, jakby chciał zabić. Mimo wszystko, miałem ich na oku.
      Godziny mijały, a dłonie miałem ciągle zajęte robotą. Klienci po kilku mocnych drinkach oraz szotach, namówili mnie na jakieś sztuczki oraz triki shaker'em, a że lubię się tym bawić, postanowiłem uszczęśliwić pijanych ludzi. Tak na koniec zabawy. Zebrali się chyba wszyscy do lady, reszta albo spała na kanapach albo bujała się na parkiecie niczym opętani przez szatana.
Pokaz jak pokaz, wyszedł dobrze i wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Sam zacząłem już powoli ogarniać ladę i wszelkie szklanki z reszty części klubu. Martwiła mnie jedna sytuacja - brak Naomi oraz tego Azjaty. Gdy do głowy wpadły głupie myśli, dłonie z nerwów zaczęły się trząść, przez co upuściłem tacę z kilkoma szklankami.
- Hey, stary - odezwał się kolega zza lady - Nie rozbijaj się tak - dodał w śmiechu.
- Sorry, zaraz to posprzątam - odparłem odkładając większe kawałki szkła na tace.
- Zostaw to Austin. Widać, że zmęczony jesteś - podszedł do mnie szybko - Ja się tym zajmę, a Ty już idź. Nie wyglądasz najlepiej - dodał.
- Na pewno? - spojrzałem na niego.
- Tak. Idź już - uśmiechnął się przyjaźnie i wskazała ruchem głowy na drzwi.
- Wiem, że Cię nie przegadam - westchnąłem - Dzięki i odwdzięczę się jakoś. Na razie - dodałem zmuszając się do uśmiechu.
- Możesz się odwdzięczyć nie rozbijając kolejnych szklanek - zaśmiał się ciepło i poklepał mnie po ramieniu - Trzymaj się!
Zrobiłem tak, jak mi kazał dobry znajomy. Udałem się do szatni i ubrałem cieplejsze ciuchy na siebie. Sięgnąłem od razu za telefon i wybrałem numer do Nao. W tym czasie skierowałem się do auta mając nadzieję, że odbierze i powie, że nic jej nie jest. To jednak nie nastąpiło. Pierwsza próba - cisza, kolejna próba - również cisza, za trzecim razem ktoś wyłączył telefon i wszelki sygnał się urwał. Cholera..
Miałem więc nadzieję, że zastanę ją w domu, lecz i tam jej nie było. Myślisz, że poszedłem spać? Nic z tych rzeczy. Ostatecznie połączyłem fakty i gdy wybiła godzina ósma, ruszyłem na miasto. Pierwsze co, to wpadłem do jakieś restauracji i zjadłem coś lekkiego, gdyż żaden większy posiłek nie przecisnąłby się przez nerwowy przełyk. Wykonałem kolejną próbę dodzwonienia się do Nao, lecz komórka nadal była wyłączona. Zrobiłem krok dalej i popytałem się jej znajomych, czy ktoś ją widział lub wie, gdzie może być, lecz wszyscy odpowiadali krótko nie wiem. Kamery w klubie! Ostatnia deska ratunku. Mając zapasowe klucze, wszedłem do budynku i skierowałem się do pokoju monitoringu, gdzie na okrągłą pracują kamery. Zasiadłem za biurkiem i zacząłem przeglądać moment nocnej imprezy. Wszystko działało pięknie i czysto, wszystko było widoczne. W pewnym momencie Nao weszła do łazienki, a Azjata za nią. Z jednej strony normalne, gdyż dopiero w środku jest podział.. Lecz z drugiej strony, po czasie wyszedł tylko on z lekka nerwowo się rozglądając. W łazience jest okno, a na zewnątrz kamera jest skierowana właśnie w tamtą stronę. Przełączyłem się na nią, lecz ta akurat w danym momencie była jakby.. zepsuta? Uszkodzona? A może zagłuszona, gdyż później wszystko normalnie rejestrowała. Ku*wa, Nao.. Jeśli coś jej zrobią, osobiście ich wymorduje. Zgrałem odpowiedni moment na pendrive i skierowałem się na komendę. Tam wparowałem do pokoju Victora niczym tornado i podałem mu urządzenie. Wyjaśniłem wszystko dokładnie..
- Uspokój się Austin, nie możesz działać pod wpływem nerwów i zemsty - próbował mnie uspokoić na koniec, lecz na marne - To może zaszkodzić nie tylko Tobie, ale też i nam.
- To nie jest takie łatwe. Porwali za dużo moich znajomych i na dodatek kobietę.. przyjaciółkę - poprawiłem się szybko nie chcąc wyjść na jakiegoś kochasia.
- Rozumiem..
- Nic ku*wa nie rozumiesz, bo nikogo Ci nie porwali! - podniosłem głos starając się choć trochę uspokoić - Dzisiaj wieczorem robimy atak.  - dodałem stanowczo.
- Co? Trzeba załatwić pozwolenie od góry, a to się czeka tydzień czasem - rzekł z lekka wkurzony.
- Wiesz co? - oparłem się rękoma o jego biurko - Radziłbym Ci to zrobić jeszcze dzisiaj, bo za tydzień Twoja córka również może zostać porwana - syknąłem chyba dość przekonującą, gdyż Victor opuścił ze mnie wzrok.
- Dobrze.. - westchnął - Ale dopiero jutro wieczorem będziemy mogli się tam zabrać - dodał chcąc być stanowczy, ale szybko zmiękł.
- Śmieszny jesteś..
- Austin, zaraz wysyłam pozwolenie do góry i zaznaczę jako pilne. Odpowiedź dostaniemy dopiero jutro i dopiero jutro będziemy mogli zebrać grupę SWAT - wyjaśnił wstając - Z resztą muszę wysłać ludzi na obadanie terenu..
- Zajmę się tym - przerwałem mu myśl - Daj tylko jakieś porządne auto. Nie chce swojego uszkodzić - dodałem powoli się uspokajając.
Zrobił tak, jak kazałem. Przydzielono mi w pół terenowe auto, którym popędziłem do domu mafii. Trzy godziny drogi zamieniły się w jakieś półtora, może dwie, gdyż moja prędkość nie spadała poniżej setki. Na miejscu zastałem kilka domków, wysokich domków, zbudowanych w jednym rzędzie przy głównej drodze, lecz do tego jednego prowadziła długa, asfaltowa ścieżka. Nie chcąc zostać zauważony, wjechałem w niewielki las i wymusiłem na sobie przemianę w wilczą postać. Nie było to łatwe, a momentami bolesne, lecz nie miałem innego wyboru.
Azjaci są jednak głupi.. ładniej mówiąc, mniej inteligentni, gdyż momentami przechodziłem obok ścian budynków oraz ich pojazdów, a Ci nie zwracali uwagi na moją osobę. W końcu jednak zostałem wykurzony przez jednego z nich, a ja udając typowego dzikusa, oddaliłem się między drzewa. Nagle jednak usłyszałem krzyk kobiety, który nagle został stłumiony. Zabolało mnie to bardziej niż postrzelenie, gdyż głos należał do Naomi. W ostatniej chwili powstrzymałem się od ataku na dom, gdyż nie miałem dosłownie nic przy sobie, zaś Ci byli uzbrojeni po zęby. Nie dziwie się, że znajdują się na takim zadupiu.. Tutejsi mieszkańcy muszą być nieźle przekupieni, żeby nie pisnąć ani słowa policji.
Z żalem wróciłem na komendę i wyjaśniłem wszystko przyjacielowi, który wszystkie informację zaczął łączyć w całość i powoli zaczął wyznaczać odpowiednie miejsca ataku. Niby sprawa prosta, a zajęła kilka ładnych godzin. Ja natomiast ledwo trzymałem się na nogach przez brak snu. Widzący to Victor, wygonił mnie do domu. Po drodze zjadłem dopiero drugi posiłek dnia i mogłem udać się do posiadłości. W progu zostałem zawalony pytaniami o brunetkę, lecz wszystkim opowiadałem, że pojechała do rodziców.. choć nawet nie wiem czy ich ma. Te kłamstwo przeszło i mogłem zająć się sobą.
        Dnia następnego obudziłem się koło dziewiątej, co świadczyło o tyn, że spałem prawie dwanaście godzin. Niezły wynik. W pełni się ogarnąłem, zjadłem coś na mieście i udałem się ponownie na komendę. Bywałem tutaj częściej niż w domu lub też spędzałem tutaj więcej czasu. Po samym wejściu do pokoju przyjaciela, zalał mnie ważnymi informacjami i wyjaśnieniami, gdyż góra zgodziła się na wykonanie ataku. Teraz tylko zostało dopiąć wszystko na ostatni guzik. Zebranie szefa SWAT-u i pokazanie mu planu, co raczej nie było trudnym zadaniem. Sprawdzenie posiadanej broni i uzbrojenia, które w tym momencie jest niezbędne.
Resztę dnia spędziłem na treningu i rozluźnieniu się, wyciszeniu oraz uspokojeniu myśli. Musiałem być w pełni skupiony i pewny swoich działań, tak jak byłem uczony w szkole oraz na treningach. Jest to pierwsza poważna akcja, z której wszyscy muszą wyjść cało. Szczególnie Nao oraz nasi przyjaciele. Na komendzie zjawiłem się o umówionej godzinie i zaprowadzili mnie do tutejszej zbrojowni. Wręczyli odpowiednie ubrania w ciemnym kolorze, kamizelkę kuloodporną i takie tam. Będąc już ubrany, wyglądałem niczym prawdziwy bohater, a zarazem koszmar małych dzieci. Miałem na sobie kilka, a może nawet kilkadziesiąt kilo opancerzenia oraz amunicji, lecz sama kamizelka ważyła najwięcej. To jednak nie był dla mnie problem. Gotowi do działania, wsiedliśmy do opancerzonych wozów i ruszyliśmy na miejsce.
Na miejscu byliśmy po pierwszej w nocy, więc było bardzo ciemno. Z wozu haker uszkodził wszystkie kamery budynku i odblokowała większość drzwi zewnętrznych. Przegrupowaliśmy się i po sprawdzeniu łączność, weszliśmy do środka. Cisza, która panowała w obecnej chwili, była bardzo zła i nie znaczyła nic dobrego. Gdy padły pierwsze strzały, rozległ się stłumiony alarm, gdyż syrena na zewnątrz została uszkodzona. Nagle wszystkie drzwi się zatrzasnęły, a z kratek wentylacyjnych zaczął wydostawać się biały dym czy też gaz. Dobrym pomysłem było założyć aparaty oddechowe, przez co owe opary kompletnie na nas nie działały.
Musimy działać szybko, gaz ulatnia się do pokoi porwanych! - odparł jeden z SWAT poprzez radio.
Ta informacja kompletnie mnie nie ucieszyła, gdyż możliwe, że w jednym z nich znajduje się właśnie Nao. Nie czekając na jakiekolwiek rozkazy, ruszyłem przodem wyważając każde drzwi po kolei. Reszta ekipy zabierała porwanych i przenosiła ich do karetek w miarę możliwości. Nie obyło się bez mordowania skośnookich, lecz nawet nie jest mi ich szkoda. Z wielką chęcią obserwowałem jak padają na podłogę niczym muchy. Gdzieś w dymie przemknął mi mężczyzna w biało niebieskiej masce, co znacznie zwróciło to moją uwagę. Podążyłem więc za oprawcą i doszedłem za nim do dużego pomieszczenia, gdzie gaz nawet nie dolatywał.
- Myślałeś, że dodanie metaamfetaminy coś mi zrobi? - mruknął odwracając się do mnie przodem.
- Gdzie ona jest? - syknąłem celując w niego z karabinu.
- Od kiedy Ci tak na niej zależy? - zaśmiał się - Z resztą ona woli mężczyzn z Azji, więc Ty jesteś na przegranej pozycji - dodał spokojnym i wręcz irytującym tonem.
- Gdzie. Ona. Jest.? - powtórzyłem raz jeszcze pytanie naciskając na każde ze słów.
- A może chcesz posłuchać jak dobrze jej było? - zaśmiał się włączając kobiece odgłosy podczas szczytowania. Moja reakcja była nadzwyczaj szybka i skuteczna oddając strzał prosto w pseudo dyktafon - Była cudowna.. - kontynuował.
- Nie jestem męską dzi*ką jak Ty by szarpać się za każdą kobietę - syknąłem zbliżając się do niego - Mów gdzie ona jest! - warknąłem stojąc zaledwie kilka metrów od niego.
- Pamiętam, że wilkołaki bardzo długo wracając do siebie po oślepieniu - rzekł oddając we mnie dziwny błysk, który faktycznie mnie oślepił - Wracam do zabawy z Twoją kobietą - dodał w śmiechu i zaczął się oddalać.
- Ty skur*ysynie! - krzyknąłem za nim i oparłem się ręką o stół nic nie widząc - Powiedźcie, że ją macie.. - mruknąłem przez radio, lecz w odpowiedzi dostałem zaprzeczenie.
Szczerze? Pomimo bycia mężczyzną z krwi i kości, czułem jak moje oczy powoli wilgotnieją. Straciłem rodziców, siostrę, wielu przyjaciół.. ale jej nie mogę stracić. Czyżbym się zakochał? Nie wiem. Może to przelotne zauroczenie, a może faktyczna miłość. Z czasem wszystko się wyjaśni.
- Zabije Cię! - krzyknąłem w nerwach i widząc choć w połowie, ruszyłem dalej.
Przeszukaliśmy chyba cały budynek, lecz nigdzie nie było brunetki. Z nerwów czułem jak serce wali w klacie, jakby zaraz miało wyskoczyć, a umysł był przepełniony wieloma czarnymi myślami. Nagle jednak budynek stanął w ogniu i zostaliśmy zmuszeni do wyjścia. Sprawdziłem wszystkie karetki, lecz tam też jej nie było. Nie czekając dłużej, pożyczyłem jedną butlę tlenu wraz z aparatem od strażaków, po czym skierowałem się biegiem do płonącego budynku.
Austin, wychodź stamtąd! - krzyknął Victor przez radio.
- Zostawiłbyś swoją rodzinę w płonącym domu?! - syknąłem przedzierając się przez bariery ognia. - Też tak myślę - dodałem nie słysząc jego odpowiedzi.
- Ale jej tam nie ma! Wszystko było sprawdzone.
- Źle sprawdzaliście. - mruknąłem i całkiem wyłączyłem radio.
Skupiony i pełny wiary podążałem tam, gdzie kazał mi iść instynkt, gdyż myślami byłem już wilkiem. Po zaledwie kilku minutach poszukiwań, zauważyłem dziwnie wyglądającą ścianę, która w danym momencie nie pasowała do reszty. Zapukałem w nią kilkukrotnie i słysząc echo, przystąpiłem do rozwalenia ścianki kolba karabinu. Kogo tam zastałem? Nieprzytomnego Azjatę oraz również nieprzytomną i mocno ranną Naomi. Oby dwoje żyli, lecz ten ciul nie spodziewał się, że budynek stanie w ogniu. Jego ciało szybkim ruchem wyrzuciłem przez okno, gdzie wpadł w krzak i raczej nic mu się nie stało, gdyż wyleciał z parteru. Brunetkę zaś wziąłem na ręce i założyłem jej aparat oddechowy sam będąc narażony na zatrucie. Wychodząc z ukrytego pomieszczenia, zawalił się sufit i odciął dostęp do okna czy korytarza, a ogień był już chyba wszędzie. Zostałem więc zmuszony obejść wszystko na około. Czułem się, jakbym właśnie był w piekle i smażył się za te liczne zabójstwa. Gdy w końcu udało mi się wyjść na zewnątrz, odebrali ode mnie Nao, a mnie samego posadzili na rant tylnej części karetki podając od razu aparat tlenowy.
- Ty pier*olony kaskaderze - warknął na mnie Victor, lecz zaraz usłyszałem od niego śmiech.
- Przez Ciebie by zginęła - spojrzałem na niego morderczym spojrzeniem - Taki z Ciebie dowódca akcji?! - wstałem odkładając na bok aparat.
- Ale..
- Żadne ale Victor, pozwoliłbyś umrzeć porwanej osobie, a na dodatek dla mnie bardzo ważnej osobie! - warknąłem zbliżając się do niego - Musisz chyba jeszcze popracować nad myśleniem, bo tego zdecydowanie Ci brakuje - dodałem pół szeptem i cofnąłem się do karetki po tlen, którego trochę mi brakowało.
- Nie po to zawarłem z Tobą współpracę byś teraz mną kierował - odburknął udając wkurzonego.
- Tylko pamiętaj, gdyby nie ja, nie miałbyś tylu informacji - odparłem odstawiając na chwilę aparat - Gdyby nie moje zdolności przewidywania, nie byłoby was tutaj i nadal byście siedzieli na dupie z założonymi rękami - wyjaśniłem dość ostro, lecz to złamało przyjaciela. Prawda go zabolała do takiego stopnia, że odszedł do wozu.
Po udanej akcji i chwytaniu prawdopodobnie zastępcy mafii, udaliśmy się na komendę aby oddać sprzęt i każdy pojechał w swoją stronę. Dosłownie na chwilę wpadłem do domu i wziąłem szybki prysznic oraz ubrałem swoje ciuchy. Było jakoś po trzeciej w nocy, ale ze świadomością, że Nao jest obecnie w szpitalu, nie myślałem o śnie. Ba, nawet pojechałem do niej. Posiadając legitymację kryminalnego, bez problemu wpuścili mnie do jej sali, gdyż oczywiście tam traciła. Była nadal nieprzytomna, lecz wyglądała znacznie lepiej. Sięgnąłem za krzesełko, które postawiłem obok łóżka i usiadłem na nim wpatrując się w brunetkę. Chwyciłem za jej dłoń i delikatnie pocałowałem. W danym momencie miałem ochotę popuścić nerwy, lecz facetowi nie wypada płakać. I wiesz co? Siedziałem przy niej cały czas. W pewnym momencie zasnąłem opierając się rękoma na łóżku, lecz nadal siedząc na krześle.
Dla ciekawskich: 2444 słów.


Naomi? Bohater nie zawsze nosi pelerynę ♥ ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz