Strony

sobota, 29 września 2018

Od Naomi CD Austina

Dobra, może i trochę naskoczyłam na Austina, ale on również nie powinien tak reagować! Teoretycznie miałam trochę siły, ale bez przesady nie na tyle, aby jakoś uwolnić się z uścisku dość silnego faceta. Tak więc, jak nietrudno się domyślić było mnie stać na odepchnięcie go, co chyba i tak nie wywarło na nim zbyt wielkiego wrażenia, gdy ledwo co przyparłam go do ściany, a dalszego biegu wydarzeń można się chyba domyślić. Jednak bycie wilkołakiem od czasu do czasu się przydawało i miałam nieco więcej siły niż normalna kobieta. Po jakimś czasie mężczyzna postanowił rozluźnić swój uścisk i całkowicie mnie uwolnić. Podszedł do okna i wyglądał przez nie najwyraźniej próbując się uspokoić. Przynajmniej plus tego jest taki, że zdecydował się pomóc mi znaleźć moją przyjaciółkę.
 - A... Em... Tobie ktoś zaginął? - spytałam lekko zdezorientowana.
 - Trzy osoby.
 - Ktoś ważny?
 - Przyjaciółka, jej mąż i przyjaciel. - Mówił dalej na mnie nie spoglądając.
Widać, że był zdenerwowany, w tamtym momencie zaczęły łapać mnie lekkie wyrzuty sumienia. Ah, jaką trzeba być amebą umysłową by bezpodstawnie kogoś osądzać? I to bez żadnych dowodów!
Westchnęłam głęboko chowając twarz w dłoniach.
 - Przepraszam. Nie powinnam była zwalać na ciebie całej winy.
 - Nic się nie stało, rozumiem to, w końcu straciłaś kogoś ważnego i się martwisz. - Co prawda mówił już w miarę spokojnie, lecz jakaś część mnie podpowiadała mi, że nadal jest spięty i zestresowany.
Przynajmniej mniej więcej wiedział co czuję.
 - Mimo to nie powinnam była, teraz jest mi głupio. - Uśmiechnęłam się smutno. - Chyba już pójdę, nie chcę przeszkadzać... Jeśli czegoś się dowiem to dam ci znać.
Podniosłam się powoli z łóżka i zanim jeszcze wyszłam, to poklepałam go po ramieniu w geście otuchy po czym najprościej w świecie zatrzasnęłam drzwi do jego pokoju najciszej jak umiałam.
W głowie próbowałam jakoś połączyć sobie fakty, w międzyczasie udałam się do swojego pokoju i zatelefonowałam do mamy, gdyż obiecałam, że będę dzwonić. Chcąc nie chcąc usłyszałam krzyki ojca i płacz mojej rodzicielki, chociaż widocznie próbowała to zatuszować. Czułam się cholernie winna, że ją opuściłam, że zostawiłam Lisę w takim stanie samą i teraz nie wiem gdzie się podziewa...
Dosłownie rzuciłam się na łóżko i schowawszy twarz w poduszkę próbowałam jakoś znaleźć moje słuchawki i pogrążyć się w myślach. Ze względu na natłok myśli, których miałam już dosyć w końcu zaczęłam oglądać jakiś randomowy serial znaleziony w internecie. Dopiero pod wieczór odważyłam się opuścić moje cztery ściany i zjeść wraz z moimi współlokatorami kolację, która swoją drogą była pyszna. Po skończonym posiłku pozmywałam i dołączyłam do siedzących w salonie towarzyszy. Jedyne miejsce było wolne obok Austina, toteż tam się usadowiłam. Cóż za ironia. Nikt się nie odzywał i nie było słychać nic oprócz gderania reportera w wiadomościach. Nie dało się wyczuć jednak napiętej atmosfery. Może czułam tylko lekki dystans między mną a Kalifem, ale to już inna kwestia.
 ~ Z ostatniej chwili. Wielu młodych ludzi zostaje porywanych do najróżniejszych celów. Wszystko to za sprawą dobrze znanej Mafii Hektor. Mimo iż od wielu lat działa na terenach naszego miasta to praktycznie nikt nie wie jak oni wyglądają, oraz gdzie mają swoją siedzibę. Również policja nie może zdobyć konkretnych informacji na ich temat. Nieznany jest także wygląd członków, gdyż noszą charakterystyczne maski. Tak naprawdę nie wiadomo gdzie mają swoje wpływy. Liczba ofiar wciąż rośnie, więc lepiej na siebie uważać... - Usłyszawszy to, kompletnie się wyłączyłam i pogrążyłam we własnych myślach.
A co jeśli to oni zabrali moją przyjaciółkę? W końcu według mnie była ideałem kobiety, a mężczyźni lgnęli do niej jak muchy do lepu, nie zdziwiłabym się więc gdyby całkiem przypadkiem zechcieli przygarnąć taką bezbronną kruszynkę pod swoje skrzydła i wykorzystać w niecny sposób. Zacisnęłam ręce w pięści, tak że pobielały mi knykcie i przy okazji wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z chłopakiem.
 - Em... Ja chyba już pójdę. Dobranoc wszystkim! - Wstałam z kanapy i najprościej w świecie skierowałam się do swojego pokoju.
Było dość wcześnie, a mi nawet nie chciało się spać. Tak więc wzięłam mój szkicownik i zaczęłam kreślić jakieś proste bazgroły, bo wątpię czy w tamtym momencie wyszłoby mi coś bardziej ambitnego. Zajęło mi to trochę czasu, bo skończyłam koło północy. Mimo to nadal powieki mi nie opadały, a przeklęte myśli dalej uporczywie nawiedzały moją głowę. Moim ostatnim zbawieniem pozostała mi książka i muzyka, choć i to nie odciągnęło mnie od tego na długo. Okazało się, że ponownie skończyłam z głową w poduszce, a później i tak siedziałam bezradnie na łóżku cicho szlochając i usiłując to powstrzymać. Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Świetnie.
Wytarłam w rękaw bluzy łzy i starałam się udawać, że wszystko w porządku.
 - Proszę. - Powiedziałam prawie że niesłyszalnie.
 - Nie przeszkadzam? - Głowa Austina pojawiła się w moich drzwiach a zaraz za nią cała reszta jego ciała. - Hej, płaczesz?
 - Nie, nie przeszkadzasz i nie, nie płaczę. - Starałam się przybrać surowy ton, co chyba mi nie wychodziło, plus do tego mój oddech nadal był nierównomierny i non stop pociągałam nosem. Chwała Bogu, że było ciemno i nie widział moich zaczerwienionych oczu. - Po co przyszedłeś? - Cholera, mój głos nawet w najmniejszym stopniu nie brzmiał stanowczo, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że zaraz ponownie się rozkleję, a nie chciałam żeby ledwo znajomy mi mężczyzna oglądał mi w takim stanie.
 - Myślę, że to ta cała mafia mogła ich porwać. - Przeszedł do konkretów.
 - Szczerze? Też mam takie wrażenie. - Przetarłam ponownie oczy, gdyż po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.

Austin? nie ma to jak odwiedziny w środku nocy *lenny*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz