Strony

środa, 12 września 2018

Od Jimina CD Andrewa

Cóż, co jak co ale nadal drzemało we mnie dziecko. W sumie większość ludzi, którzy znają mnie bliżej mówią mi, iż cofam się w rozwoju bądź zachowuje się jak denny bachor, gdy kupuję sobie fikuśne gadżety i różowe golfiki. Nic nie poradzę, że kręciły mnie takie rzeczy. Również i dzisiaj moja bardziej rozkoszna strona dała o sobie znać. I nie liczyło się nawet to, że dalej chowałem urazę do Andrewa oraz to, że wcale, ale to wcale go nie polubiłem. Obiecałem sobie zemstą i tego planu zamierzam się trzymać. W każdym razie, chwyciłem w obie dłonie mieszadełka, którymi jeszcze niedawno robiona była śmietanka. Jakby tak nie patrzeć to niezbyt przepadałem akurat za tym rodzajem słodkości, lecz takie było moje przyzwyczajenie. Okazało się jednak, że mężczyzna musiał dodać do tego jakieś nieznajome mi produkty, gdyż było to całkiem dobre.
A co jeśli dorzucił tam czegoś i zaraz padnę jak długi na podłogę?
Nieee, aż taki gburowaty chyba nie był... Zwłaszcza, że jeszcze niedawno szorowałem mu podłogę.
Opierałem się o jego kuchenny blat i w milczeniu obserwowałem ścianę za siedzącym brunetem.
Ogólnie rzecz biorąc to zaczął się mnie czepiać. Jezus jaki dziadyga! Chociaż w sumie miał trochę racji. Ale tylko troszeczkę... Chciałem go sprowokować, a przy okazji poczuć się chociaż trochę seksownie, bo ostatnio każdy mnie poniża i mną poniewiera. Pozostało mi tyko liczyć na ten 1% szans, że jednak jest gejem i podobają mu się grube, czerwonowłose ziemniaki jak ja.
Czyżbym powinien umówić się na kolejną wizytę z moim psychologiem?
 - Albo chociaż nie prowokuj. - bąknął wyraźnie zirytowany. Przyznam szczerze, że niezbyt uważnie go słuchałem wcześniej i zwróciłem na niego uwagę dopiero po wypowiedzeniu tego zdania.
 - Ale dlaczego? - Spytałem z miną niewiniątka i głosem typowym dla małego dziecka.
 - Bo ja tak mówię. - zdecydowanie obniżył swój głos by zabrzmieć groźniej.
 - Hmm... Chyba pora się zbierać. - Wrzuciłem kulturalnie mieszadełka do zlewu.
Idąc jednak koło miseczki z ciastem do naleśników, całkiem, ale to całkiem przypadkiem potrąciłem je swoim łokciem tak, że większość wylądowała na jego spodniach i koszulce. Mówiłem, że zemsta będzie słodka?
Z wielkim bananem na twarzy skierowałem się w stronę wyjścia. Któż by pomyślał, że taki sknera może mieć całkiem dobrą kondycję i tak szybko do mnie dotrzeć. Już chwytałem za klamkę, gdy ten wcisnął się jakoś przede mnie i swoim ciałem zasłonił mi drogę ucieczki. Ups.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Zapowiada się ciekawie.
 - Oh, jaka szkoda... - powiedziałem z udawanym przejęciem patrząc na jego oblane spodnie i widoczne wybrzuszenie.
Zaniosłem się głośnym śmiechem, nie na codzień spotyka się starego zgreda podniecającego się na widok ładnych Azjatów. Zdecydowanie miarka się przebrała. Nim się obejrzałem z głośnym hukiem uderzyłem plecami o najbliższą ścianę i aż syknąłem z bólu.
 - Co ty robisz?! - warknąłem równie zdenerwowany co on.
 - Przypomnę ci tylko gówniarzu, iż gdyby nie ja już dawno skończyłbyś na policji. - Uderzył z impetem w miejsce niedaleko mojej głowy, przy okazji robiąc dziurę w owej ścianie.
Dobra, może i ma trochę siły...
Usiłowałem jakoś kulturalnie wyrwać się z tej niezręcznej sytuacji. Już nie z takich rzeczy się uciekało! Okno w szkole? Pff, banał. Policjant? No problemo! Nawet matka goniąca mnie ze ścierką po domu nie stanowiła dla mnie żadnego zagrożenia. Teraz jednak, usiłowałem ,,wyjść" bokiem z jego uścisku, gdyż muszę przyznać, iż mężczyzna nieco naruszał moją przestrzeń osobistą. Ten chyba jednak przewidział mój ruch i nim zdążyłem cokolwiek zrobić umościł swoje dłonie po obu stronach mojej głowy. Przypomniałem sobie o tym, jak zwinnie wykiwałem jednego z piesków i spróbowałem się schylić stosując ten sam myk. Brunet widząc moją nagłą zmianę położenia tylko zbliżył się jeszcze bardziej, a swoje kolano wsadził krótko mówiąc między moje nogi. Zdecydowanie mi się to nie podobało.
 - M...Możesz łaskawie przestać? - spytałem.
Zrobiło mi się gorąco, a kropelki potu pojawiały się na moim czole. Dodatkowo nie byłem się w stanie ruszyć. Czułem się osaczony i byłem zdezorientowany. Przypomniała mi się jedna ze scen z czasów gdy byłem młodszy. Pierwsza kradzież. Otoczyli mnie ze wszystkich stron i nie chcieli wypuścić. Towarzyszyły mi te same uczucia co teraz. Stres, strach, a jednocześnie podniecenie i cząstka adrenaliny, którą przecież tak uwielbiam. Przyznam, iż nie było to zbyt przyjemne doznanie... Wtedy się rozpłakałem lecz teraz - będąc już dużym chłopcem, nie mogłem pozwolić sobie na takie niedogodności. Suma summarum i tak skończyłem w areszcie i rodzice mnie stamtąd wyciągali ale to już inna historia... W każdym razie. Mój oddech stał się nieregularny, a ja sam zacząłem ciężko oddychać. Przywarłem do ściany całą powierzchnią mojego ciała zamykając oczy. Było duszno. Wokół mnie tylko ciemność i nieznani mi ludzie próbujący zrobić mi krzywdę, to zdecydowanie nie było przyjemne wspomnienie... Z tego zamyślenia wyrwał mnie jego głos, dzięki któremu powoli zacząłem wracać do rzeczywistości.
 - Zapamiętaj. Sobie. Raz. Na. Zawsze. - Akcentował dokładnie każdy wyraz. - Ze mną się nie zadziera. - Ton głosu miał spokojny tak jak przystało na człowieka znudzonego życiem.
I właśnie to najbardziej mnie przerażało. Brzmiał dokładnie tak jak gliny, przed którymi chowałem się gdzie się da.
Był tak cholernie podobny do mnie, a jednocześnie kompletnie inny. Tak w ogóle się da?
Nieco się uspokoiłem i otworzyłem oczy. Patrzył się na mnie jak na totalnego debila, lecz w tamtym momencie mało mnie to interesowało.
Zebrałem w sobie całą siłę jaką tylko posiadałem w swoim niezbyt umięśnionym ciele i odepchnąłem go tak, że prawie potknął się o swoje nogi i gdyby nie szafka, której się podparł już dawno miał by bliskie spotkanie z podłogą.
W momencie pozbierałem się w sobie i ponownie przybrałem maskę tego egoistycznego i chamskiego nastolatka.
 - Dzięki za pomoc. - Powiedziałem głosem wypranym z uczuć. - Mam nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy. - Posłałem mu jeden z najbardziej nieprzyjemnych i cynicznych uśmiechów i wyszedłem trzaskając drzwiami. Spojrzałem na pochmurne niebo i odetchnąłem z ulgą zakładając kaptur na głowę. Chyba potrzebny mi krótki spacer.

Andrew? Wybacz musiałam pokomplikować :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz