Strony

wtorek, 17 lipca 2018

Od Gabriela CD Alecii

Życie ze współlokatorami jest trudne. Ze współlokatorami, którzy mają dziewczyny jeszcze trudniej. Niezapowiedziane wizyty i hasła "Dupy do góry, za pięć minut będzie tu Claudia!", "O ku*wa! Musimy ogarnąć ten syf zanim Bella się tu pojawi" bądź "Wypie*dalać! Riley już jedzie" były przez pewien czas na porządku dziennym. Po dłuższych debatach z dziewczynami wynegocjowaliśmy koniec niespodziewanych kontroli oraz tygodniowy grafik randek w domu. Dzisiaj nadeszła kolej Jerry'ego, więc zarówno ja, jak i Jake musieliśmy znaleźć sobie zajęcie na dobre kilka godzin. Z racji, iż Riley była w pracy, nie mogłem sobie pozwolić na spędzanie czasu z ukochaną. Kino, kluby, bary i tym podobne również odpadały, ze względu na mój dość niewyjściowy strój, który miałem na sobie, bo Jerry nawet nie pozwolił mi się przebrać tylko dosłownie wykopał za drzwi. Ot, życie z współlokatorami. Ostatnią opcją był spacer. Nie uśmiechało mi się błąkanie po lesie przez tyle czasu, ale zrobienie z siebie pośmiewiska w klubie, przez przetarte ciemne spodnie i lekko zniszczoną bluzkę z wizerunkiem zespołu Kiss nie brzmiało lepiej. Zrezygnowany przemieniłem się i ruszyłem w las. W sumie to zawsze mógłbym wbić na chama do domu, przerwać romanse gołąbeczków i na szybko się przebrać, aczkolwiek znałem ból zakłóconego wyznania i wolałem nie narażać na niego Jerry'ego. Gdyby to był Jake to moje sumienie pewnie pozwoliłoby mi na to, ale Arancia to jednak mój młodszy braciszek z wyboru, więc dla niego mogłem zachować resztki przyzwoitości.
Przez kilkadziesiąt minut rozmyślań o różnych bzdetach zupełnie nieistotnych dla egzystencji przebyłem dość spory kawał drogi. Nudziło mi się okropnie, ale wiedziałem, że jest jeszcze za wcześnie na powrót. Nagle na mojej drodze ujrzałem szarą wilczycę. Początkowo myślałem, że będzie ona moim wybawieniem od śmierci z zanudzenia, ale ujrzawszy jej spojrzenie, mówiące "Spie*dalaj" doszłem do wniosku, że chyba się nie zaprzyjaźnimy. Przemieniłem się z powrotem w człowieka i ruszyłem przed siebie. Wadera widząc to również się przemieniła, a moim oczom ukazała się wysoka, krótkowłosa blondynka w moim ulubionym elemencie garderoby -  skórzanej kurtce. Nie tego się spodziewałem. Spojrzenie mówiące "spie*dalaj" było teraz jeszcze ostrzejsze, ale co dziwne bardzo mnie bawiło.W końcu stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Przesuń się! - warknęła dziewczyna. Ostro zaczyna... Będzie śmiesznie!
- Ty się przesuń. - odparłem ze stoickim spokojem.
- Zejdź mi z drogi złamasie! - krzyknęła, a w jej głosie słychać było wyraźne zniecierpliwienie. Ktoś tu chyba miał gorszy dzień.
- Kolejna, która pije cały czas do mojego penisa... - pokręciłem głową, starając się pohamować wybuch śmiechu. - Lubię takie zołzy jak ty, ale nie jesteś zbytnio w moim typie, choćbyś nie wiem jak bardzo chciała.
- Chyba mylisz marzenia z rzeczywistością. - odburknęła zakładając ręce na piersi.
- Albo to ty nie chcesz spojrzeć w rzeczywistość. - zasugerowałem z uśmiechem pewnym triumfu.
- Zdaje mi się, że dokądś szedłeś... - bąknęła zniecierpliwiona.
- Słuszna uwaga. Lepiej pójdę z tobą, bo jeszcze ktoś cię tu zaatakuje. - oznajmiłem stając koło dziewczyny, pokazując iż jestem gotowy do drogi.

Alecia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz