Strony

sobota, 23 czerwca 2018

Od Riley CD Gabriela

Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, brunet jakby nigdy nic wrzucił mnie do lodowatej wody. No super. Początkowo miałam go za gbura, okazał się po prostu chamem. A już myślałam, że niosąc mnie tutaj miał w planie zrobić coś... innego. Jeszcze mnie od skrzatów będzie wyzywać burak jeden... Ale mniejsza z tym.
Otwarłszy oczy zwróciłam wzrok ku górze w nadziei, że uda mi się dojrzeć światło, które jednak skutecznie przysłaniał piach i wodorosty wirujące teraz w mętnej otchłani. Po chwili obraz stał się odrobinę bardziej wyrazisty. Niecałe trzy, no, może ze cztery metry dalej dostrzegłam sylwetkę sprawcy owego "kawału". Korzystając z osłony gęstwin pałek wodnych przemknęłam pod liśćmi lilii. Znalazłszy się daleko od miejsca, w którym mnie wyrzucił, dopiero wynurzyłam się by zaczerpnąć zbawczego oddechu. Ukryta wśród przybrzeżnych gęstwin przez pewien czas obserwowałam poczynania Gabriela, którego najwyraźniej zaskoczyła zaistniała sytuacja, bo po upływie zaledwie kilkunastu sekund już latał spanikowanym wzrokiem po tafli wody. Czyżby gryzły go jakieś wyrzuty sumienia? Nawet jeśli, to zapewne niewielkie. Dobrze mu tak, zasłużył sobie. Nieoczekiwanie ruszył z miejsca, idąc wzdłuż linii brzegu. Widząc to z powrotem zanurzyłam się pod wodę po czym podpłynęłam bliżej wodorostów, podczas gdy Leith stanął na piaszczystym pagórku, patrząc daleko przed siebie na jezioro. Zastanawiałam się ile czasu jeszcze tak się pogapi zamiast zacząć działać. Czyżbym wkurzyła go do tego stopnia, że teraz miał zamiar mnie ukatrupić? Któż to wie... Jedno jest pewne - na ratunek się nie rzucił. Jakież to smutne, ale i pocieszające, bo dzięki temu bez skrupułów będę mogła mu się odpłacić pięknym za nadobne. Nie czekając ani chwili dłużej, niczym bagienny demon z tandetnych horrorów z głośnym pluskiem wyskoczyłam z wody i chwyciwszy chłopaka za nogawkę wciągnęłam go do zbiornika. No tego to się na pewno nie spodziewał. Biedaczysko.
Niedługo potem wynurzyłam się na powierzchnię, powoli wypływając na brzeg, gdzie ku ogromnemu zaskoczeniu Leith'a wcale nie zastałam, wręcz przeciwnie - wciąż był w wodzie, ale pływał... Twarzą do dna. No nie, bez żartów! Przecież on jest nie do zdarcia! Może udaje? A może w coś uderzył? Boże, czy ja go zabiłam? Tyle myśli kłębiło się w mojej głowie, a z każda następna sekunda tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, iż mężczyzna faktycznie może wcale nie blefować. Nie tracąc czasu wskoczyłam do jeziora, by wyciągnąć go na ląd. Nie wiem jakim cudem, ale jakoś udało mi się dociągnąć go na piaszczyste podłoże. Wciąż leżał nieruchomo, jego twarz zbladła, a oczy przez cały czas pozostawały zamknięte. Dopiero teraz do mnie dotarło, iż nie oddycha.
- Gabriel, Gabriel! Halo, człowieku, oddychaj! - odruchowo przywarłam do chłopaka uciskając klatkę piersiową. Dobra, chyba najwyższa pora sobie przypomnieć lekcje dotyczące udzielania pierwszej pomocy, w których... Oczywiście nigdy nie uczestniczyłam, bo zdawały mi się być tylko stratą czasu. O, ironio losu! Okey, trzeba będzie zdać się na intuicję i sceny podpatrzone w filmach... Niczym zawodowy ratownik medyczny (Boże, jak to strasznie brzmi) przystąpiłam do działania. Masaż serca nie przyniósł oczekiwanego efektu, przyszła więc kolej na najgorsze, co mogłabym w tej chwili zrobić, ale nie miałam już wyboru. Wzięłam głęboki oddech i wdmuchałam powietrze w jego usta, potem następny, następny i jeszcze następny... Nie przestawałam. Wiedziałam, że nie mogę przestać. Sama nie wiem czemu do oczu napłynęły mi łzy. Że też jestem w stanie jeszcze go opłakiwać...
- Proszę... - zacisnęłam powieki nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy. Wyglądał teraz tak bezbronnie, tak dziwnie... Z mojej winy. Chciałam się na nim zemścić, lecz nie w taki sposób. Nie chciałam go zabić.
Nagle zauważyłam, że klatka piersiowa mężczyzny delikatnie się unosi, a zaraz potem odkrztusił strumień wody. Najwyraźniej przeraził go fakt, iż znajdujemy się tak blisko siebie, bo gdy tylko ogarnął co się dzieje zesztywniał niczym potraktowany prądem, po czym odepchnął mnie od siebie na tyle mocno bym łupnęła w pobliskie drzewo.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął wściekle odsuwając się. Brawo, co za odraza. Ładne mi podziękowanie za uratowanie życia. Już zaczynam tego żałować.
- Ocaliłam cię, kretynie! - palnęłam rozgoryczona, podnosząc swoje porządnie potłuczone cztery litery z gleby.
W odpowiedzi gbur skrzywił się tylko zniesmaczony, otarłszy usta z obrzydzeniem.
- R...Riley... - nagle zrzedła mu mina, a w oczach jakby zawitał... Strach? Hm, no na to wygląda. Fascynujące.
- Odpuść sobie, już ja znam te twoje numery - pokręciłam głową spoglądając na ciemnowłosego z politowaniem.
Ku memu zaskoczeniu jego ręka w jednej chwili śmignęła przed moją twarzą, zatrzymując morderczy uścisk na... włosach.
- Auć! Przestań! - wysyczałam wściekła. Mężczyzna z całej siły wyszarpnął mi kilka kosmyków wraz z czymś długim i śliskim, po czym cisnął całą zawartością swej garści w krzewy. To "długie i śliskie" okazało się...
- To... To żmija?! - wydarłam się zszokowana, widząc nieco otumanione, choć wciąż gotowe do ataku stworzonko, które jednak wraz z brakiem reakcji z naszej strony czmychnęło gdzieś w trawę.
- Uspokój się, nic się nie dzieje... - mruknął niewzruszony podniósłszy się z gleby - A tobie co? - zmrużył oczy odwracając się przez ramię - Ryczysz?
Na żadne z jego pytań nie miałam zamiaru odpowiadać, nawet gdybym chciała to nie mogłam. Ręce trzęsły mi się jak galareta i sama nie wiem, czy przyczyną był stres, czy też zimno; a z kolana sączył się cienki strumień krwi. Leith nachylił się nade mną, po czym ostrożnie wsunąwszy dłonie pod moje łokcie pomógł mi podnieść się z ziemi. W pewnym momencie odważyłam się spojrzeć na jego twarz, która o dziwo wcale nie miała tak wrogiego wyrazu jak przedtem. Niemniej jednak coś głęboko w środku kazało mi czym prędzej się wycofać.
- Zostaw mnie! - wysyczałam przez zęby z całej siły odepchnąwszy od siebie chłopaka - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!

Gabriel? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz