Strony

czwartek, 28 czerwca 2018

Od Gabriela do Jake'a

Czerwony Mustang mknął po szosie w świetle zachodzącego słońca. Pomimo około pięćdziesięciu lat auto trzymało się całkiem dobrze i nie stanowiło dla niego przeszkody osiągnięcie prędkości powyżej 100 kilometrów na godzinę. Droga była praktycznie pusta więc mogłem sobie pozwolić na mały wyścig z własnym cieniem. Na tylnym siedzeniu siedział mój wierny kompan - Hades Opium Leith, de facto mój sześcioletni doberman. Smętnie wyglądał przez okno, opierając się łapami o futerał mojego basu. Chyba nie jest do końca przekonany perspektywą mieszkania w nowym miejscu.
- Nie bój się staruszku. Będzie dobrze! - oznajmiłem do psa, sięgając w międzyczasie okulary przeciwsłoneczne. Hades podniósł uszy i delikatnie zamerdał ogonem. Czasami mam wrażenie, że mój kompan jest mądrzejszy od większości moich znajomych. - To już niedaleko. - dodałem spoglądając na nawigację. W istocie po kilku minutach wjechałem na skraj dość dużego lasku, przy którym stało moje nowe lokum - ogromny drewniany dom, podzielony na poszczególne mieszkania. Przed domem stał srebrno-czarny motocykl marki Mitsubishi, jak mniemam należy on do mojego współlokatora. No właśnie, współlokator! Jeszcze nie miałem wątpliwej przyjemności go poznać. Aktualnie wiedziałem tylko, że ma na imię Jake i ma 18 lat... Nic poza tym. Jestem tylko o siedem lat starszy i co dziwne czuję się dziwnie staro.
- Gabrielu! Jesteś młodym mężczyzną, świat stoi przed tobą otworem! - odezwał się głos w mojej głowie.
- Ta, jasne... - bąknąłem do niego, a raczej do siebie parkując pod domem. Spojrzałem do tyłu na Hadesa. Wyglądał na nieco przestraszonego.
- Teraz albo nigdy Hades, teraz albo nigdy... - uśmiechnąłem się do niego otwierając drzwi samochodu. Powoli wysiadłem, wsłuchując się w skrzypienie swoich zastanych stawów. Czy to już starość? W sumie to trzy godziny jazdy mogłyby to wytłumaczyć. Na tarasie domu siedział młody brunet. Udałem, że go nie widzę, gdy ten ruszył w moją stronę. Otworzyłem tylne drzwi aby wypuścić Hadesa. Pies ospale wyszedł z samochodu siadając obok mnie. W tym czasie chłopak zdążył pokonać dzielący nas dystans i z sztucznym uśmiechem stanął przede mną.
- Witaj! Jestem Jake. Miło cię poznać! - oznajmił wyciągając w moim kierunku rękę. Niechętnie ją uścisnąłem patrząc mu prosto w oczy. Tak, widać było w nich tą "przyjemność" z faktu poznania mnie.
- Miło jak cholera. Jestem Gabriel - burknąłem do niego, nie siląc się na sztuczne uśmieszki ani nic podobnego. - A to jest Hades. - dodałem po chwili wskazując na psa. Jake schylił się żeby pogłaskać mojego towarzysza.
- Jest naprawdę uro.. - zaczął próbując pogłaskać dobermana, ale widząc jego morderczy wzrok i obnażone zęby szybko się wyprostował. - ... dostojny. - wyjaśnił nerwowo chichocząc. Uśmiechnąłem się złośliwie w duszy. Muszę potem wynagrodzić moje Opium za ten piękny pokaz.
- Nie lubi nieznajomych. - wyjaśniłem, po czym w myślach dodałem "a szczególnie takich wygolonych lalusiów".
- Może wejdźmy do domu? Dużo masz walizek? Pomóc w czymś? - spytał chłopak podchodząc do bagażnika mojego auta.
- Poradzę sobie! - oznajmiłem, uprzedzając jego rękę i otwierając bagażnik Mustanga. Co jak co ale Mustang to świętość. Miałem raptem dwie walizki plus bas, więc nie było zbytnio co nosić. Wytargałem walizki i ruszyłem po gitarę.
- Grasz? - spytał chłopak widząc futerał.
- Sporadycznie... - burknąłem, chociaż już miałem powiedzieć "nie wożę dla przyjemności durniu".
- Klasyczna, akustyczna, elektryczna? - dopytywał Jake.
- Bas. - oznajmiłem chwytając walizki i ruszając w stronę domu. - Idziesz, czy będziesz tak stał?
- Idę, idę! - powiedział Jake ruszając za mną.
- Do psa mówiłem... - mruknąłem patrząc na niego jak na idiotę, po czym ruszyłem po schodach.

Jake? Początki tej pięknej znajomości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz