Strony

niedziela, 24 czerwca 2018

Od Belli do Jake'a

- Panie Wilston, dokąd my właściwie jedziemy? - wypłynęło smętnie z mych ust, gdy mijaliśmy kolejne pastwiska.
- Już panience mówiłem, jedziemy to pani rodziny - odparł siwowłosy mężczyzna, zerkając to na lusterko, to na drogę.
Przewróciłam oczyma z wymownym westchnieniem. Rodzina. Rodzina, rodzina, rodzina... Ciągle słyszę to samo słowo, a wraz z nim nurtujące pytania, na które o dziwo naprawdę nie znam odpowiedzi. Boli mnie to. Nawet nie wiem kim jestem, znaczy się, niby wiem, bo poinformowali mnie o tym lekarze ale... Skąd mam mieć niby pewność, że mówili prawdę? I dlaczego wszyscy wydają mi się tacy obcy? Dlaczego nie pamiętam kompletnie nic?
- Ach, no tak. Proszę wybaczyć moje zapominalstwo... - mruknęłam speszona.
Kierowca uśmiechnął się lekko, po czym skręcił w lewo przy sporym, starym kościele. Zawsze podobały mi się budowle w stylu gotyckim, nic więc dziwnego, że już po chwili poprosiłam mężczyznę by zatrzymał się choć na moment bym mogła nacieszyć oczy pięknem tego miejsca.
~•~●~•~
- To tutaj - oznajmił pan Wilston wysiadając z auta aby następnie pomóc mi z wypakowaniem walizek z bagażnika. Znajdowaliśmy się na całkiem ładnej, aczkolwiek zupełnie obcej mi posiadłości. Czyżby kiedyś stanowiła mój dom? Cóż, tego nie wiem.
Ku memu zaskoczeniu, zaraz po tym jak przekroczyłam granicę dzielącą leśną ścieżynę od furki, z domu wybiegła jakaś wysoka kobieta o długich blond włosach. Przyznam szczerze, nieco zdziwiła mnie owa sytuacja, a zrobiło się jeszcze dziwniej, gdy jakby nigdy nic rzuciła się na mnie mocno tuląc do siebie. Zesztywniałam niczym potraktowana prądem. Boże, o co tutaj chodzi?
- Wróciłaś... - ciemnooka spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Prze... Przepraszam... Kim pani jest...? - wyjąkałam zmieszana.
Kobieta uniosła brwi i otworzyła usta szeroko, jakby nie dowierzała w moje słowa. Uśmiech nagle znikł z jej twarzy.
- Bello, przecież to ja... - wyszeptała zaciskając powieki, a po jej policzkach powoli spłynęły łzy.
Naprawdę chciałam wiedzieć kim jest. Jej twarz... Wydawała się taka znajoma, a jednak obca. Nie mam pojęcia jak w ogóle opisać to uczucie. Było mi z tym źle, a ona wyglądała niczym osoba z nożem wbitym w serce.
Niedługo potem zza drzwi wyłoniła się kolejna osoba, i kolejna, i kolejna, i jeszcze kolejna... Tym oto sposobem zostałam otoczona przez aż pięcioro nieznajomych, z czego oczywiście wszyscy witali się ze mną serdecznie, jeden ciemnowłosy chłopak zaserwował nawet jakiś kawał na dzień dobry. Tak bardzo chciałam wiedzieć jak każde z nich ma na imię, gdzie i kiedy się poznaliśmy, ale co najważniejsze - jakim cudem nie mogę skojarzyć ich twarzy?
- Bella... - usłyszałam nieoczekiwanie za swymi plecami. Odwróciłam się przez ramię, starając się zlokalizować wzrokiem właściciela owego głosu. Okazał się nim młody, całkiem przystojny mężczyzna o kruczoczarnych włosach i ciemnych, brązowych oczach. Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi ślepiami. Gdzieś już widziałam to spojrzenie. Dziwne. Nie wyglądał na mojego krewnego. Czemu więc wydaje mi się tak bliski?
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem! - wypalił nagle obejmując mnie mocno (ale na szczęście nie tak mocno jak poprzednicy). Przełknęłam ślinę zmieszana i gdy tylko rozluźnił uścisk powoli odsunęłam się o krok, zerkając na chłopaka z zakłopotaniem, a ten przeskanował mnie oczyma zdziwiony. Najwyraźniej spodziewał się nieco innej reakcji, eh, nie jego jedynego dziś zawiodłam...
- Jake, pozwolisz na moment? - jasnowłosa kobieta podeszła do nas po czym odciągnęła nieznajomego znajomego kawałek dalej. Jake. A więc tak ma na imię. Zastanawiałam się o czym mogli tak szeptać.
- Panno Bello, za pozwoleniem, czy mógłbym odnieść pani bagaże do domu? - zwrócił się do mnie Wilston, prawdopodobnie w celu odwiedzenia mych myśli od tematu rozmów tamtej dwójki.
- Pomogę panu - zaoferowała naprędce druga, młodsza dziewczyna. Tak więc, cała nasza trójka udała się do dużego, eleganckiego salonu, gdzie zostawiliśmy walizki. Swoją drogą strasznie duże tu mają pomieszczenia, nie wiem czy się w tym wszystkim połapię... Od Claudii (której imię poznałam podczas rozmowy w kuchni, kiedy przygotowywałyśmy razem kolację) dowiedziałam się, że pierwszą noc spędzę tutaj, a jutro pomoże mi z przeprowadzką do własnego domu, o którym oczywiście nie miałam zielonego pojęcia.
~•~●~•~
- Naprawdę nie pamiętasz niczego...? - zapytała po raz kolejny dziewczyna, przysiadając obok mnie na łóżku.
Z bólem serca pokręciłam tylko przecząco głową. Żałuję. Bardzo żałuję. Z wyrazu jej twarzy, na której malowało się ogromne rozczarowanie, a zarazem smutek; wnioskuję, iż musiałyśmy być sobie bardzo bliskie.
- Zaraz, zaczekaj! Coś chyba pamiętam! - zerwałam się z koca. Nagle coś rozbłysło w mej głowie. Promień nadziei, tak, czułam go! - Allie... - wyszeptałam - ... i Noah...
- Kto? - ciemnowłosa zmarszczyła brwi z miną pod tytułem "Aż się boję pytać dalej".
- Allie i Noah - powtórzyłam uradowana niczym filmowy William B. Tensy zapalający swego papieroska - Pamiętam ich imiona ale... - znów zamilkłam na dłuższą chwilę i wbiłam wzrok w podłogę - Nie pamiętam kim byli ani jak wyglądają...
- Ja też nie wiem - Claudia wzruszyła ramionami - Może poznałaś ich jeszcze będąc na wyjeździe?
- Jakim wyjeździe?
- No tym no... A zresztą mniejsza... - mruknęła speszona - Później ustalimy ich tożsamość, teraz lepiej kładź się spać. To był dla nas wszystkich ciężki dzień, odpoczynek każdemu dobrze zrobi - po tych słowach dziewczyna opuściła pomieszczenie dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Powoli przymknęłam powieki, układając się na miękkiej, ugrzanej już przez moje leżące tam wcześniej dłonie poduszce i nawet nie wiadomo kiedy utonęłam w objęciach snu.
~•~●~•~
- Allie. Allie, Allie, Allie... To imię przez cały czas chodziło mi po głowie, a w parze z nim przemykało również drugie, wspomniane już wcześniej - Noah. Kimże oni mogli być? Podświadomie czułam, że gdzieś w głębi serca znam odpowiedź. Wedle mej prośby, zaraz po śniadaniu Clau obiecała zaprowadzić mnie do miejsca, w którym rzekomo zawsze spędzałam najwięcej czasu - biblioteki. O tak, gdy tylko tam weszłam poczułam, że to właśnie tu jest moje miejsce. Zapach farby pisarskiej, stosy książek ułożonych alfabetycznie na półkach, a nawet głucha cisza. Wszystko mi odpowiadało. Tak po prostu. Niesamowite. Że też sama nie wpadłam na pomysł żeby przyjść tu wcześniej.
- To ja na razie spadam. Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń - tymi słowami ciemnowłosa zakończyła swą wypowiedź, kierując się jednocześnie szybkim krokiem w stronę wyjścia. Najwyraźniej bardzo jej się spieszyło, bo śmignęła niczym rakieta.
Zabrałam się więc za szperanie wśród czytadeł w nadziei, iż uda mi się znaleźć jakąkolwiek książkę, której choć fragmenty będę pamiętać, jednak ku memu zaskoczeniu, a zarazem też ogromnemu rozczarowaniu; ani jedna lektura nie spełniała owych wymogów. Nieoczekiwanie poczułam na ramieniu czyjś oddech. Zerknęłam kątem oka na stojącego tuż obok chłopaka, uśmiechając się delikatnie.
- Cześć, wybrałaś już coś? - zapytał z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
- Nie, jeszcze nie - mruknęłam z lekkim zakłopotaniem, odgarniając z czoła ciemny kosmyk włosów, który po raz kolejny bezczelnie wepchał mi się do oczu. Uniosłam wzrok ku górze, wpatrując się w ciemne, głębokie oczy Jake'a. Naprawdę skądś znam to spojrzenie. Najśmieszniejsze (a może i najsmutniejsze?) jest to, że po prostu nie jestem w stanie powiedzieć, co teraz czułam. Ciepło? Poczucie bezpieczeństwa? A może coś więcej? Sama nie wiem, ale to raczej nie miało w tej chwili większego znaczenia. Liczyło się tylko to, że był blisko. Czułam się przy nim dobrze. Był dla mnie kimś w rodzaju anioła stróża, wiedziałam że mogę powiedzieć mu o wszystkim, bez względu na to jakie miałyby to być słowa on zawsze by mnie zrozumiał. Po prostu to wiem. Jako jedna z nielicznych osób, z którymi dane mi było tutaj rozmawiać, Jake nawet nie próbował zadawać żadnych pytań, ani tym bardziej komentować mojego pewnie bardzo dziwnego zachowania. Byłam mu za to wdzięczna. Miałam już dość tych wszystkich pytań, które zamiast pomagać mi w przypomnieniu sobie choć kilku szczegółów dotyczących "tamtego starego życia", tylko pogarszały sprawę.

Jake? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz